W sąsiedniej gminie jest rezerwat. Nie wiedziałam o tym, rododenrony i azalie to nie sa moje ulubione rośliny. Mieszkam tutaj, wszystkie sprawy dotyczące mojego regionu w jakims stopniu i mnie dotyczą, zapałałam więc ogromna chęcią zobaczenia na własne oczy, jak ten pomnik przyrody wygląda. Pojechaliśmy. Trafiliśmy na Święto Różanecznika i we wsi obchodzono je nadzwyczaj radośnie, można rzec - hucznie. Oczywiście głównym elementem święta były wielkie piwne namioty. To ostatnio chyba norma? Gdzie obchody (jakiekolwiek) tam piwny namiot. Koło Gospodyń Wiejskich prezentowało swoje wyroby, czyli ciastka i ciasteczka, serniki, szarlotki i jakies inne słodkości, kawę i herbatę z termosów. Kaszanka, krupnioki ,żemloki tez były. Stragany z chińszczyzną (niejadalną) acz wyjątkowo odpustową były, choc w ilości mniejszej niz się spodziewałam. Ogólnie swojsko, świątecznie, głośno i bardzo wsiowo, czyli tak, jak być powinno. A, zapomniałam - działalność rozrywkową równiez prowadzono. Śpiewały młode dziewczyny, które jedynie wyglądały nieźle, jak wszystkie młode dziewczyny. Chyba byłoby lepiej, gdyby nie śpiewały, ale widać bardzo chciały. Pan udający konferansjera starał się jak mógł - niestety mógł niewiele.
A różaneczniki? Były, 5 km za wsią.Można było dojść piechotą przez las albo pojechać prywatnym busem za 3 złote od głowy (ot, Polak potrafi zarobić) . Jeździły równiez bryczki zaprzęzone w kucyki. Za stówę. Moim zdaniem przesada. Pojechalismy busem.
I tu mi sie nasuwa taka uwaga - przeciez te rododenrony rosną tam od przeszło stu lat. Na pomysł obchodzenia ich święta władze gminy wpadły niedawno, czyli właściwi ludzie na właściwym miejcu. Wiedzą, jak wykorzystać posiadane zasoby. Luda tam było parę tysięcy. Pieniądz do kasy gminnej płynie ...
I bardziej osobiście: W najblizszą sobotę przyjeżdzają do naszego domu moje znajome patchworkarki. No, moze nie wszystkie szyją akurat dokładnie patchworki, ale większość tak. Znamy się z internetoweg forum. U nas tez ładnie , pogadamy w ogrodzie. Ciekawe, o czym ...