poniedziałek, 26 listopada 2012

Innymi oczami

Popatrzyłam dziś dokoła innymi oczami. Tak sie mówi,  kiedy nagle nasza rzeczywistość i otoczenie okazują się niespodziewanie nieco inne niż zazwyczaj.
Ale po kolei.
Dziś obudził mnie telefon.  Znajomy - nieznajomy (ktoś poznany przez internet) jedzie z Austrii do Warszawy i przejeżdżać będzie za chwilę przez moje miasteczko. Czy może wpaść na poranną kawę? Może, jasne, żaden problem ... A jednak problem. Rano, w listopadowych promieniach słońca wpadających przez brudne okna wyraźnie widać kurz na meblach. Powinnam była posprzątać w sobotę, ale przecież nie miałam ochoty, wolałam poczytać.
I wlosy mam rano nieładne, nieumyte i sterczące na wszystkie strony świata. I nie dopasowałam ubrania a ja już muszę, no po prostu muszę mysleć co mam założyć żeby nie było widać 112 cm w biodrach.
I nie byłam psychicznie przygotowana na wizytę choć to może akurat dobrze. Pewnie bym sie denerwowała.
Ale po co ja to piszę? Ano uświadomiłam sobie, że w pewnych okolicznościach takie zdawałoby się podstawowe babskie problemy jak porządek w domu, strój czy sprężenie wewnętrzne na przyjazd gościa są nieważne. Ważne jest czy mam dobry nastrój, czy mam cos dobrego do zjedzenia, czy czeka mnie jakies przyjemne zajęcie. Moim podstawowym zadaniem na najbliższy czas jest osiągnięcie  zadowolenia z życia.
Oczywiście niespodziewane odwiedziny mogą owemu zadowoleniu sprzyjać, wszystko zależy od gościa.

środa, 14 listopada 2012

Co mnie spotkało smutnego

        Jestem na dużym forum i jeden z często odwiedzanych wątków nosi taki właśnie tytuł - co mnie spotkało smutnego. I ja sobie teraz po przemyśleniach odpowiadam - nic smutnego mnie nie spotkalo. Żyję. Jestem. Ludzi ciągle spotyka COŚ. Innym wątkiem na tym samym forum, równie często odwiedzanym jest naturalnie wąrtek - co mnie spotkało radosnego.
       A w ogóle najważniejsze że jeszcze jesteśmy, że przed nami jeszcze jest trochę czasu. Jak go zagospodarujemy w dużej mierze zależy od nas samych ale przecież nie tylko. Naszym życiem i tak  rządzi przypadek.

       Dawno nie pisałam i myślałam, że już nigdy niczego nie napiszę na blogu bo nic ciekawego nie robię, nic się nie dzieje, ciągle jestem sama i ogólnie nudy, panie, nudy.
A,  mam nowego kota. Przyplątał się. Toto ma na imię. Wiem, wiem, Toto powinien byc psem ale u mnie jest kotem. Pomaga mi zdrowieć psychicznie. Tak mi wyszło z przemyśleń, że nie byłam ostatnio całkiem zdrowa. Juz mi lepiej. Dowodem na polepszenie zdrowia psychicznego jest fakt, że kupiłam sobie  porządną, ciężką i drogą patelnię nie odczuwając przy tym wyrzutów sumienia i obawy, że umrę z głodu na skutek własnej rozrzutności. I wesoły kubeczek do herbaty sobie kupiłam z cieniutkiej porcelany i staram się nie być ponura.
Głupoty opowiadam.
Chcę po prostu dać znać wszystkim, którzy się o mnie troszczyli, martwili się  albo  pamiętali, że gdzieś istnieję, że pewnie coś sie ze mną dzieje a nie wiedzieli - co. Idzie ku lepszemu, tak sądzę.
Dziekuję Wam.