sobota, 9 czerwca 2012
Ręką odjął
Dziwne, a prawdziwe.
Szyłam patchworki, miałam hobby, pasję, ulubione zajęcie. Nawet mi ta praca dobrze wychodziła. Ludzie chwalili, czasem nawet kupowali. I nagle koniec. Było, minęło. Juz mnie szycie nie bawi. Nie wykluczam, że do szycia wrócę. Mam przecież stosy tkanin, maszyny i urządzenia pieczołowicie kompletowane są na swoim miejscu. Na biurku leżą przygotowane projekty, rozrysowanew wzory czekaja na swoją kolej.
Nie ma tylko serca a bez niego patchwork przestaje żyć. Staje sie wyrobem, rzeczą uszytą na zamówienie. Jest martwy choć uzyteczny.
Przestałam bywać na szyciowo-patchworkowych forach, nie kupuję materiałów, nici, czasopism i książek. Patchworkowa pasja przeszła jak ręką odjął.
Usiłowałam wytłumaczyc sobie proces jaki we mnie się odbył - od fascynacji poprzez naukę, rozwój i zakończenie patchworkowej przygody. To dość skomplikowane.
Najprościej - muszę odpocząć.
Teraz mam hoje. Czy długo będę je hodować? Nie wiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
przykro mi to czytać,ale takie jest życie,było i minęło ale nie wiadomo może i wróci.pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńPotrafię zrozumieć - nie da się czegoś na siłę.
OdpowiedzUsuńKażda rzecz ma swój początek i koniec, zawsze jednak wszystko można rozpocząć na nowo:) trzymam kciuki na nową pasję...za starą też;)
OdpowiedzUsuńI ja rozumiem, choć szkoda, bo baaardzo lubiłam Twoje patchworki. Ale zgadzam się z Tobą absolutnie... nasze prace wykonywane li tylko na zamówienie są martwe. Też tak mam, dlatego nie w każdej chwili mogę wykonać np rzeźbę z tkaniny... ona musi się we mnie począć... tak już jest.
OdpowiedzUsuńA hoję, kiedyś miałam ogromną, pięknie pachniała słodko gdy kwitła... niestety zginęła w pożarze... i jakoś potem już nie miałam serca hodować kolejnej.
Mam jedną hoję, stoi w łazience i ledwo żyje, bo zapominam jej podlewać. Za to szyję patchworki, których nauczyłam się od Ciebie. Rób to, co Ci sprawia radość! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńHa, komu wiec mam wyslac uskladany stosik z lowow w szmateksach?
OdpowiedzUsuńJak Ci Barrayar?
Chyba Cie rozumiem,,wypalilas sie..ale napewno nie na zawsze../ 7 lat nie wzielam igly do reki, nie przyszylam nawet guzika i wszystko wrocilo, tylko inaczej:kupilam swietne maszyny i szyje tylko dla siebie i dzieci.-zadnych zamowien..i teraz kocham to co robie.)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i wzuszona jestem, że mimo mojego półrocznego milczenia pamiętacie o mnie. Dziękuję serdecznie.
OdpowiedzUsuńInga, Barrayar dobrze aczkolwiek spodziewałam sie bógwiczego :). Fajne czytadło.
Szmaty ślij, cos mi sie wydaje że w czasie upałów hoje dadza sobie rade same a pracownia jest chłodna - wrócę do szycia.
O! Jesteś! Może nie takich wieści oczekiwałam... byłam przekonana, że szyjesz na potęgę! No cóż... ważne co w duszy gra :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Hmmm... cóż powiedzieć? Myślałam, że szyjesz na potęgę!
OdpowiedzUsuńWażne co w duszy gra!
Pozdrawiam serdecznie :)
Miło Cię widzieć:)Myślę ,że na razie nastąpiło"zmęczenie materiału".Będę czekać na "wyzdrowienie":)
OdpowiedzUsuńooooo nieeee ja mam nadzieję, wielką nadzieję że to tylko chwilowe znielubienie patchworkowania
OdpowiedzUsuńTosiu :))))
OdpowiedzUsuńNic na siłę, kochana. Oczywiście, że o Tobie pamiętamy:) Może po prostu potrzebujesz przerwy? Ja jednak myślę, że zachwycisz nas jeszcze swoimi pracami. Tylko musimy trochę poczekać:)
OdpowiedzUsuńTosiu:)))) ściskam serdecznie
OdpowiedzUsuńCzy pamiętamy? Codziennie sprawdzam czy Maryna coś napisała...!
OdpowiedzUsuńNic na siłę - chociaż trochę żal :( Pamiętam Twój pierwszy komentarz na moim, raczkującym blogu - poczułam się na prawdę doceniona! Jestem pewna... mam nadzieję, że zatęsknisz za tkaniną.
Pozdrawiam serdecznie.
Wrócisz, wrócisz...
OdpowiedzUsuńJa miałam zastój po smierci Mamy - trzy lata nic nie robiłam, odrzucało mnie od szydełka po prostu. I od drutów. I od haftów... Czas konieczny minął i pasja wróciła. Czego ci życzę z całego serca!
Ela
Przygodę z patchworkiem dopiero zaczynam, ale czasem tu wchodziłam i czekałam kiedy wrócisz :) Cieszę się, że jesteś. Z nową pasja (wiem,że hoje pięknie pachną i kwitną, bo miałam kiedyś jedną) Trzymam kciuki, żeby Ci po prostu dobrze było :) Nie ma się co zmuszać. A każda Pazja ubogaca :) Pozdrawiam serdecznie - K.
OdpowiedzUsuńNie będę się silić na jakieś mądrości.
OdpowiedzUsuńBuziaki kochana bo się już martwiłam!
Ja ciągle o Tobie pamiętam! szycie nie zając nie ucieknie :) no i nie jest też najważniejsze w życiu ! dobrze, że inne pasje Cię pociągają i zawsze rób to co sprawia Ci radość po prostu :)
OdpowiedzUsuńTosiu, chyba mi po prostu odpisałas, na moje myśli wysłane ku Tobie...
OdpowiedzUsuńRozumiem, też tak mam,
juz przesyt, czasem nawet złośc,
czasem robię male przerwy, a zamówienia rosną i rosna i tylko dltaego nie poprzestaję, bo kiedyś wymyślilam sobie to jako metodę przetrwania, wiesz...
Zdrówka Ci życzę, spokoju w duszy i zapalu do nowej pasji, może kolejnej, nawet innej niż hoje:)
Przytulam, buziaki,
K.
Mnie się tak zdarzyło z końmi, które wrastały mi w serce przez ponad 30 lat ...
OdpowiedzUsuńAle los to przewrotna bestia. Nie wiadomo co za zakrętem.
Pozdrawiam!
Czyli... po prostu czas na przerwę!
OdpowiedzUsuńHoje prześliczne!
A szmatki nie zając (jak już dziewczyny pisały) i nie uciekną! ;=)
Tosiu, nie samymi szmatami człowiek żyje!
OdpowiedzUsuńCzas na Ciebie!
Teraz ja będę czekać na wieści o hojach, bo być może teraz i mnie się ten kwiat uda.
WITAJ kochana!!!!!!
OdpowiedzUsuńAleż u Ciebie kwitną, moja też kiedyś kwitła, teraz nie chce. Ale wciąż pamiętam ten zapach...
Mówiłam na nią miodownik.
Tak się cieszę, że napisałaś!!
:DDDDDDDDDDD
Dla mnie byłaś i będziesz Mistrzynią Patchworków! Pod tym względem nie zmienia się nic. Fakt, że nie szyjesz, oczywiście, że jest okropnie smutny, bo będę tęsknić za Twoimi pracami, ale nie jest TO najważniejsze.
Teraz czekam na kolejne zdjęcia Twoich miodowników.
:*
Wielokrotnie się zastanawiałam co się stało, że nic nie pokazujesz. Do głowy mi nie przyszło, że nie masz już serca do patchworku. Mam jednak (bardzo egoistyczną) nadzieję, że pasja patchworkowa do Ciebie wróci... Buziaki:*
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem co powiedzieć. Po prostu nie chce mi się wierzyć, ze patchworkowa miłosc odeszła:(
OdpowiedzUsuńWierzę jednak, że wróci...:D
Szanuję Twój wybór. I rozumiem. Też nie umiem trwać przy jednej technice. Był (i pewnie będzie) patchwork, teraz są hoje. A za czas jakiś pewnie coś innego. To normalne :-)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że jesteś! Że się odezwałaś, bo brakowało mi Ciebie, Tosiu :-))
Tosiu, to dzięki Tobie założyłam blog i zaczęłam pokazywać swoje prace. Tak mnie do tego zachęcałaś! Zaglądaj do nas :-) Może kiedyś powiesz wracam i znowu będą Twoje wpisy. Dużo zdrowia, Kochana.
OdpowiedzUsuńPewnie, że pamiętamy! i powtórzymy za Jolcią, że najważniejsze jest to, co w duszy gra:) Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńA ja liczyłam, ze zamówię u Ciebie kapę-cudo, kiedyś, do nowego domu... Nic to - hoje też są pasjonujące. Rozumiem, bo też mi trudno pozostać przy jednej pasji na wieki ;-) Jest przecież tyle pokus...
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię czule;-))
Tosiu kochana, już wiem :( Jest mi ogromnie przykro. Tulę mocno. Więcej słów mi już brakuje
OdpowiedzUsuńMoje kondolencje [*]
OdpowiedzUsuńCoś się kończy, coś zaczyna. Normalna kolej rzeczy. Mam to samo z gotowaniem. Była pasja i poszła sobie.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno.
Coś się kończy, coś zaczyna. Normalna kolej rzeczy. U mnie było podobnie z gotowaniem. Pasja się skończyła.
OdpowiedzUsuńZajmuj się tylko tym, co sprawia Ci prawdziwą radość, choćby co tydzień miało to być coś innego.
Ściskam mocno.