poniedziałek, 30 stycznia 2012

Ciąg dalszy następuje



Nie potrafię rozsądnie napisać, dlaczego tak dlugo mnie tu nie bylo. Chyba zniechęcily mnie jakies trudności w pisaniu, tak jak dziś niemożność użycia litery l z kreseczką. Jakieś cuda się dzieją ... No, ale to byla przyczyna, że tak powiem, doraźna. Ogólnie późna jesień jesień i początek zimy byly dla mnie straszne. Przestalam palić papierosy, o czym wspominalam. To nie byla dobra decyzja choć wszyscy (poza Jagodą) twierdzą, że postąpilam slusznie. Nieprawda. Palilam 40 lat i nie powinnam byla pozbawiać swojego organizmu części skladowej, czyli nikotyny. Źle mi bez papierosów, choć nie palę już czwarty miesiąc. Odkrywczo stwierdzę, że jest masa pozytywów - pachnę, nie jestem skrępowana w towarzystwie, nie muszę wychodzić na mróz na zewnątrz, nie wydaję strasznych pieniędzy, podobno niepalenie jest zdrowe. No, może ... Ale jest mi źle! Ja lubię palić, sprawia mi to przyjemność a przecież przyjemności mam niewiele. No i tyję. Przygotowana bylam na przyrost masy, wiedziałam, że to norma. Nie myślalam jednak, że kilka kilogramów więcej (konkretnie 5,5 do dzisiaj) tak bardzo zmienia człowieka. Już wiem, skąd się biorą diety, preparaty odchudzające, liczenie kalorii u osób nie tyle otyłych, ile "solidnych". Wszystkie moje ubrania poza butami są na mnie za male. Wszystkie.
Rozmawiałam z Jagodą o rzucaniu palenia i konsekwencjach takich decyzji, bo ona też nie pali od niedawna. Niestety, mamy te same problemy ale będziemy sie wspierać. Przy niepaleniu pozostaniemy, korzyści finansowe są wielce znaczące, zdrowotne podobno też choc tych spoza zwałów ciała nie widać wyraźnie.
No, dość użalania się nad sobą. Wracam do rzeczywistości, czyli pokazuję com zmajstrowala. Niewiele jak na trzy miesiące ale i tak więcej niż zero. To jest narzuta dla mojej znajomej warszawianki Kasi, wlaścicielki dwóch kotek, osoby obdarzonej ogromnym poczuciem humoru, nieprzeciętną inteligencją, wielkim urokiem osobistym nie wspominając już o rozległej wiedzy szczególnie z zakresu nauk ścisłych tudzież prawdziwym talentem fotograficznym. Nie, nie zalecam się do Kasi, chcę jedynie podkreślić, że tak niezwykla osoba zapragnęla posiadać uszytą przeze mnie narzutę. I sama wybrała wzór, co być może rzuca cień na zaufanie Kasi do moich umiejętności ale tym akurat za bardzo się nie przejmuję. Ja tam swoje wiem.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Jestem, jestem....



Ciężko mi. Nie bardzo dobrze się czuję. Choroby zostawiły ślad i muszę popracować nad sobą. A, nie palę. To tez pewnie ma wpływ na samopoczucie. Ogólnie - tak sobie. Dziękuję, Kochani, za zainteresowanie. Jestem i nawet próbuje cos szyć, ale słabowato mi idzie.
Tak bardzo chciałam jechać do Jagody w Bieszczady, już byłam spakowana. Nie wyszło. Może kiedyś.

sobota, 24 września 2011

Kilimek


Uszyłam kilimek z ćwiartkmi słoneczek. Jest więc, można powiedzieć, rozrywkowy i pogodny. Ma ocieplać i rozweselać ścianę w miłym domu.

Do słoneczkowego wzoru przymierzałam sie od dłuzszego czasu, zbierałam nawet przy pomocy znajomych czerwone i zółte tkaniny, bo takie właśnie słoneczka zobaczyłam po raz pierwszy, uszyte przez znakomitą patchworkarkę, Grażynę z Pszczyny. Nie wierzyłam wówczas, ze można uszyć cos tak niewiarygodnie skomplikowanego. Chciałam się sprawdzić, zobaczyć czy potrafię. Wesoły kilimek nie jest tak wielki i skomplikowany jak narzuta Grazyny. Może kiedyś uszyję dużą narzutę w słoneczka, nie wiem. Tkaniny mam, trzymam w pudle "na wszelki wypadek".

poniedziałek, 5 września 2011

Poddupniki





Nie ja wymyśliłam nazwę a szkoda, bo obrazowa. Chodzi o poduszki na krzesła. Zaczęło sie od mojego komentarza pod postem Hani na jej blogu. Spodobały mi się bardzo malowane przez nią akwarelki i to właśnie napisałam. Hani z kolei podobają się moje prace a stąd juz tylko krok do dogadania się i wymiany. Swoich akwarelek jeszcze nie widziałam, poddupniki pokazuje niniejszym, są juz gotowe do wysłania.

Znowu wyjeżdzam. Najpierw do dzieci, do Poznania, potem nad morze.

Narzuta skończona, wysłana do Białegostoku. Oby sie dobrze sprawowała.



niedziela, 21 sierpnia 2011

Lotem trzmiela



Jestem w trakcie szycia wielkiej narzuty. Lubię to robić, choć najprzyjemniejszy jest początek - wybór wzoru, tkanin, dopasowywanie poszczególnych elementów. Potem robi się nudno - zszywanie w nieskończoność takich samych elementów. Ja lubię narzuty geometryczne z powtarzalnym wzorem. Są porządne, poukładane, wprowadzają ład i symetrię do pomieszczenia, które będą ozdabiały. Pod koniec przychodzi pora na najtrudniejszą część pracy - pikowanie. To cięzkie, zmudne i denerwujące zajęcie. Po prostu fizyczna monotonna robota. Niestety, bez tego nie ma efektów. Pikowac oczywiście można różnie - tu akurat zastosowałam lot trzmiela.

Przeszkadzajkę też mam :)



poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Geneza świra





Świr, hobby, bzik, zbieractwo - zwał, jak zwał. W którymś momencie powstaje. Musi zaistnieć impuls, powód a czasem decyduje przypadek. U mnie było wszystkiego po trochu. Po pierwsze - mam wolny czyli niezamieszkały pokój z oknami skierowanymi w trzy strony świata. Bardzo widny, słoneczny, ciepły i sympatyczny po remoncie. Mam równiez dwie hoje w doniczkach, które przestawione do owego pokoju zwanego teraz oranżerią zaczęły gwałtownie rosnąć. Mam również przemiłe znajome, które hodują hoje róznych gatunków. Jedna zajmuje sie tym od niedawna, druga jest wieloletnią miłośniczką i posiada imponującą kolekcję tych roślin. Czy trzeba więcej? Okazało się, ze w moim przypadku absolutnie wystarczy :) Na początek dostałam dziesięć sadzonek róznych odmian od Izoldy i zachętę od Yrsy. Kupiłam dwie rośliny w kwiaciarni w moim miasteczku. Zamówiłam na allegro następne i wpadłam jak śliwka w kompot. To są piękne rośliny i obserwowanie ich daje mi wiele radości. Przez większość czasu jestem w domu sama. Latem zwierzęta wolą przebywać w ogrodzie, rosliny doniczkowe tego zrobić nie mogą - zostają ze mną. Oczywiście szyję nadal swoje patchworki, zajmuję się domem ale często ze szklem powiększającym w dłoni patrzę, ile moje hoje urosły, szukam wiadomości na temat tych które juz mam i tych, które bym mieć chciała. Świr, jak nic ale nieszkodliwy, sympatyczny i być może pachnący od momentu, kiedy to doczekam się hojowych kwiatów. A że mogę czekać długo? Nie szkodzi, poczekam, ja jestem cierpliwa.

sobota, 6 sierpnia 2011

Niespodziewany koniec lata







Kończy się lato... Żal. Dla mnie to był piękny czas. Wizyty przyjaciół, moje wyjazdy i nagle juz po wszystkim. Mam mnóstwo zdjęć, chwil zatrzymanych na zawsze, ku pamięci. Nie ma tematu przewodniego - misz masz wspomnieniowy. Nasze zwierzęta w obiektywie Yrsy są chyba ładniejsze niz w rzeczywistości.

Narzutami, które mam w domu chwaliłam sie gościom, a jakze :)

I jeszcze jeden widok, który mnie prześladuje

Wracam do rzeczywistości. Dla Izoldy zdązyłam uszyć poduszki, trochę inne niz zwykle. W zamian dostanę sadzonki hoi do mojej nowej oranżerii, o której napiszę wkrótce i pokażę, kiedy juz będzie co pokazać.