poniedziałek, 14 listopada 2011

Jestem, jestem....



Ciężko mi. Nie bardzo dobrze się czuję. Choroby zostawiły ślad i muszę popracować nad sobą. A, nie palę. To tez pewnie ma wpływ na samopoczucie. Ogólnie - tak sobie. Dziękuję, Kochani, za zainteresowanie. Jestem i nawet próbuje cos szyć, ale słabowato mi idzie.
Tak bardzo chciałam jechać do Jagody w Bieszczady, już byłam spakowana. Nie wyszło. Może kiedyś.

sobota, 24 września 2011

Kilimek


Uszyłam kilimek z ćwiartkmi słoneczek. Jest więc, można powiedzieć, rozrywkowy i pogodny. Ma ocieplać i rozweselać ścianę w miłym domu.

Do słoneczkowego wzoru przymierzałam sie od dłuzszego czasu, zbierałam nawet przy pomocy znajomych czerwone i zółte tkaniny, bo takie właśnie słoneczka zobaczyłam po raz pierwszy, uszyte przez znakomitą patchworkarkę, Grażynę z Pszczyny. Nie wierzyłam wówczas, ze można uszyć cos tak niewiarygodnie skomplikowanego. Chciałam się sprawdzić, zobaczyć czy potrafię. Wesoły kilimek nie jest tak wielki i skomplikowany jak narzuta Grazyny. Może kiedyś uszyję dużą narzutę w słoneczka, nie wiem. Tkaniny mam, trzymam w pudle "na wszelki wypadek".

poniedziałek, 5 września 2011

Poddupniki





Nie ja wymyśliłam nazwę a szkoda, bo obrazowa. Chodzi o poduszki na krzesła. Zaczęło sie od mojego komentarza pod postem Hani na jej blogu. Spodobały mi się bardzo malowane przez nią akwarelki i to właśnie napisałam. Hani z kolei podobają się moje prace a stąd juz tylko krok do dogadania się i wymiany. Swoich akwarelek jeszcze nie widziałam, poddupniki pokazuje niniejszym, są juz gotowe do wysłania.

Znowu wyjeżdzam. Najpierw do dzieci, do Poznania, potem nad morze.

Narzuta skończona, wysłana do Białegostoku. Oby sie dobrze sprawowała.



niedziela, 21 sierpnia 2011

Lotem trzmiela



Jestem w trakcie szycia wielkiej narzuty. Lubię to robić, choć najprzyjemniejszy jest początek - wybór wzoru, tkanin, dopasowywanie poszczególnych elementów. Potem robi się nudno - zszywanie w nieskończoność takich samych elementów. Ja lubię narzuty geometryczne z powtarzalnym wzorem. Są porządne, poukładane, wprowadzają ład i symetrię do pomieszczenia, które będą ozdabiały. Pod koniec przychodzi pora na najtrudniejszą część pracy - pikowanie. To cięzkie, zmudne i denerwujące zajęcie. Po prostu fizyczna monotonna robota. Niestety, bez tego nie ma efektów. Pikowac oczywiście można różnie - tu akurat zastosowałam lot trzmiela.

Przeszkadzajkę też mam :)



poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Geneza świra





Świr, hobby, bzik, zbieractwo - zwał, jak zwał. W którymś momencie powstaje. Musi zaistnieć impuls, powód a czasem decyduje przypadek. U mnie było wszystkiego po trochu. Po pierwsze - mam wolny czyli niezamieszkały pokój z oknami skierowanymi w trzy strony świata. Bardzo widny, słoneczny, ciepły i sympatyczny po remoncie. Mam równiez dwie hoje w doniczkach, które przestawione do owego pokoju zwanego teraz oranżerią zaczęły gwałtownie rosnąć. Mam również przemiłe znajome, które hodują hoje róznych gatunków. Jedna zajmuje sie tym od niedawna, druga jest wieloletnią miłośniczką i posiada imponującą kolekcję tych roślin. Czy trzeba więcej? Okazało się, ze w moim przypadku absolutnie wystarczy :) Na początek dostałam dziesięć sadzonek róznych odmian od Izoldy i zachętę od Yrsy. Kupiłam dwie rośliny w kwiaciarni w moim miasteczku. Zamówiłam na allegro następne i wpadłam jak śliwka w kompot. To są piękne rośliny i obserwowanie ich daje mi wiele radości. Przez większość czasu jestem w domu sama. Latem zwierzęta wolą przebywać w ogrodzie, rosliny doniczkowe tego zrobić nie mogą - zostają ze mną. Oczywiście szyję nadal swoje patchworki, zajmuję się domem ale często ze szklem powiększającym w dłoni patrzę, ile moje hoje urosły, szukam wiadomości na temat tych które juz mam i tych, które bym mieć chciała. Świr, jak nic ale nieszkodliwy, sympatyczny i być może pachnący od momentu, kiedy to doczekam się hojowych kwiatów. A że mogę czekać długo? Nie szkodzi, poczekam, ja jestem cierpliwa.

sobota, 6 sierpnia 2011

Niespodziewany koniec lata







Kończy się lato... Żal. Dla mnie to był piękny czas. Wizyty przyjaciół, moje wyjazdy i nagle juz po wszystkim. Mam mnóstwo zdjęć, chwil zatrzymanych na zawsze, ku pamięci. Nie ma tematu przewodniego - misz masz wspomnieniowy. Nasze zwierzęta w obiektywie Yrsy są chyba ładniejsze niz w rzeczywistości.

Narzutami, które mam w domu chwaliłam sie gościom, a jakze :)

I jeszcze jeden widok, który mnie prześladuje

Wracam do rzeczywistości. Dla Izoldy zdązyłam uszyć poduszki, trochę inne niz zwykle. W zamian dostanę sadzonki hoi do mojej nowej oranżerii, o której napiszę wkrótce i pokażę, kiedy juz będzie co pokazać.

piątek, 22 lipca 2011

Niebieskie



Quilciki dwa uszyłam. Niebieskie, połączone z kawałkami jeansu, ostre w swej kolorystyce. Inne trochę od szytych dotychczas. To mają być nakrycia na dwa dziecinne łózka w dalekim Mediolanie. Pogoda dzis brzydka, pada i jest ponuro, zaniosłam więc narzuty do oranżerii, jak od niedawna nazywam pokój z czterema oknami, do którego wstawiłam wszystkie posiadane rośliny doniczkowe. W owej oranzerii jest widno ale miejsca na ekspozycję narzut niewiele, raptem jedna kanapa "dla gości", stąd obie narzutki razem. Pikowanie widać :)

A nizej zdjęcie pierwszej uszytej, widac ją w całości na przydomowym trawniku.