Czas ucieka. Ostatnio dla mnie jakby szybciej. Może biegnie z tą samą prędkością ale mam go mniej?
Dawno temu, kiedy leżałam na onkologii po drugiej amputacji robiłam na drutach sweter dla cioci Wisi. To miała być zapominajka. W szpitalu lepiej nie myśleć, zapomnieć. Sweter był z cieniutkiego różowego moheru i robiło się bardzo źle, wolno przybywało roboty. Bardzo chciałam ten sweter skończyć zanim .... Zanim skończy się czas.
Sweter zrobiłam, w częściach przywiozłam do domu. Wtedy mój czas sie nie skończył.
Miałam szczęście.
Czasem wracam myślą do tego swetra. Mam go w oczach i czuję pod palcami miękkośc włóczki. Niby zwyczajna robótka a urosła dla mnie do rangi symbolu.Należy skończyć to, co sie zaczęło i mieć nadzieję, że dane nam będzie zrobić coś jeszcze od początku do końca zanim nasz czas sie skończy. To nie musi byc nic wielkiego. Życie składa sie u wiekszości z nas z drobnych zdarzeń.
I akcent optymistyczny - skandynawska narzuta jest gotowa. Lepiej wygląda położona na łóżku w gościnnym pokoju niż powieszona na specjalnie skonstruowanym wieszaku na ścianie w jadalni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
piękne jest
OdpowiedzUsuńWitaj! Przepiękna narzuta, no cudo po prostu. Właśnie oglądam Twoja galerię na forum szyjemy po godzinach, tak tez trafiłam na ten blog. Jestem pod ogromnym wrażeniem ogromu pracy, talentu, cierpliwości i misternej staranności, ktore wkładasz w każde ze swoich dzieł. Pozdraiwm serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMyślę że ten sweter niezszyty miał właśnie taki być: nieskończony.
OdpowiedzUsuńBo nie skończył się Twój czas.
Dobrze że trwa. Piękne patchworki szyjesz.