Pełny
I pusty
Zrobił mi go Dobry Człowiek na kiermasz Rzeczy Ładnych. Myślę, że wieszakostojak sam jest tak ładny, że spokojnie mógłby zostać sprzedany jako niezbędnik każdej Pani Domu, ale nie, on jest tylko mój i będzie służył do zawieszenia narzut i poduszek.
W kalendarzu miałam zapisane "weterynarz". Ano, jak zapisane to święte i się do rzeczonego weterynarza udałam wziąwszy w kontener najstarszego kota, Gucia. Tak na wszelki wypadek. Skoro juz sie udaję ... Gucio był przerażony i całą drogę wył. Nie lubi kontenera, źle mu sie kojarzy. Gucio został przebadany, wyczyszczono mu uszy, dostał zastrzyk odrobaczający a ja dostałam (znaczy kupiłam) trzy takie zastrzyki dla pozostałych kotów i tabletki dla psa.
Zastrzyki kotom robię systematycznie co dwa, trzy miesiące. Moje koty jadają myszy.
To nie jest jakieś zboczenie akurat moich wychodzących kotów, podobno większość kotów tak ma. Najczęściej moje koty zadawala część myszy, resztę zewłoka przynoszą mi w prezencie. Domagaja się wówczas pochwał i podziekowań za prezent. Udzielam, a jakże. Myszy w akcie zemsty zarażają moje koty różnymi świństwami. Nie będę szczególowo opisywała owych świństw, w końcu nie wiem kto czyta bloga i co w tej chwili robi. Dość, że owe świństwa w kotach mogą żyć życiem własnym. I stąd te zastrzyki.
Najczęściej biorę koty przez zaskoczenie. Koty zanęcone śmieciowym jedzeniem, które przedkładają nawet nad surową wołowinę oddają się wciąganiu niecodziennego przysmaku a ja w tym czasie robię zastrzyk w kark. Czasem tak mi sie trzęsą ręce ze strachu, że nie mogę trafić igłą w fałdę kociej skóry trzymanej lewą ręką. Ostatnio przebiłam Strusia za wylot. Ale to był wypadek.
Wczoraj udało mi sie bez większych obrażeń i przeżyć podać preparat wszystkim kotom. Tylko Mała się na mnie obraziła strasznie, warczała i obrzucała mnie morderczymi spojrzeniami aż do wieczora. No, ale to było po zabiegu, było mi już wszystko jedno. Ja tez dochodziłam do siebie po strasznym stresie.
A, ciasto i chleb upiekłam, to pokażę, skoro zdjęcie zrobiłam.